Łamał tabu, balansował na granicy pornografii i pławił się w luksusie. Ekshibicjonista, narcyz, król perwersji i miłośnik pięknych kobiet. Uwielbiany przez amatorów kobiecego aktu, krytykowany przez feministki. Helmut Newton wciąż pozostaje jednym z najważniejszych fotografów XX wieku. Do 7 września można oglądać w Amsterdamie retrospektywną wystawę ponad 200 jego prac.
Helmut Newton uwielbiał nagość. To oczywiste dla wszystkich, którzy choć raz widzieli jego zdjęcia. Fotografował przede wszystkim ciało kobiety – silne, prężne i wyniosłe. W kobietach Newtona nie ma żadnego romantyzmu ani łagodności. Są mocne, energiczne, z pięknym, jędrnym ciałem i kształtnymi piersiami. Mogą się wydawać pewne siebie i swojej kobiecości. A Newton je podziwia. Tak zachłannie i tak dobitnie, że szybko przypięto mu łatkę króla perwersji.
Newton zrewolucjonizował fotografię mody, zmienił jej kształt i przetarł szlak kolejnym pokoleniom fotografów modowych. Nie bez przyczyny mówi się, że na prawdziwy sukces pracuje się latami. A on na miano geniusza fotografii musiał pracować przez większą część swojego życia. Pierwszą indywidualną wystawę miał dopiero w 55. roku życia, a pierwszy album fotografii „White Women” opublikował w 1976 r., gdy skończył 66 lat. Fotografował do końca życia.
Zginął tragicznie w wieku 83 lat w 2004 r., gdy rozpędzonym samochodem wjechał w mur słynnego hollywoodzkiego hotelu Chateau Marmont przy Sunset Boulevard, w którym niejednokrotnie się zatrzymywał.
Dziś zdjęcia Newtona osiągają na aukcjach zawrotne sumy. Słynny dyptyk zdjęciowy “Sie kommen” (ubrane i rozebrane) został sprzedany przez dom aukcyjny Christie’s za 662 500 dolarów (ponad 2,5 mln złotych).
Helmut Newton urodził się w Berlinie w 1920 roku jako Helmut Neustädter, syn niemieckiego Żyda, właściciela największej w Niemczech fabryki guzików, i Amerykanki. Swój pierwszy aparat fotograficzny kupił, gdy miał 12 lat. Wprawdzie z pierwszego negatywu wyszło mu tylko jedno zdjęcie, jednak młodociany Newton zapragnął zostać fotografem. Wertuje kolorowe magazyny modowe swojej matki i pornograficzne gazetki brata. Zaczyna podglądać kobiety i ukradkiem je fotografować. Bardzo szybko odkrywa swoją seksualność. W swojej autobiografii wspomina ten okres jako czas „szalonej” masturbacji, która – wedle panującej wówczas opinii – miała objawiać się sinymi cieniami pod oczami. A młody Helmut ma takie cienie pod oczami. Nie jest to historia bez znaczenia. W przyszłości będzie kazał makijażystkom zostawiać pod oczami modelek „ciemne cienie od brandzlowania”, bo uważa je za bardzo interesujące. Tak zaczyna się przygoda Newtona z fotografią. A właściwie z kobietami i fotografią.
Wkrótce cała rodzina musi uciekać z Berlina przed nazistowskim prześladowaniem. 18-letni Helmut trafia najpierw do Singapuru, gdzie ima się różnych zajęć: jest fotoreporterem w gazecie „Straits Times” (wyrzucony po dwóch tygodniach), fotografuje wesela, chrzciny, a nawet sery dla supermarketów. Jest też klasycznym żigolakiem, bo żyje na koszt bogatej i starszej od siebie kobiety. Mając 20 lat, przenosi się z Singapuru do Australii i trafia do obozu internowanych. Tam też odbywa służbę wojskową. Po zakończeniu wojny zakłada małe studio fotograficzne w Melbourne i szlifuje swoje fotograficzne umiejętności. Wkrótce żeni się z aktorką June Brunell, z którą będzie do końca życia. Powoli zaczyna rozkręcać swoją fotograficzną karierę. Przy okazji zarabia już niezłe pieniądze, ale w żaden sposób go to nie satysfakcjonuje, bo wciąż robi „okropne” zdjęcia – jak je później określa w swojej autobiografii.
Dopiero w 1956 roku zostaje doceniony za zdjęcia mody, które ukazały się w australijskim dodatku do Vogue’a i wygrywa roczny kontrakt z brytyjską edycją magazynu. W 1957 przenosi się do Londynu, ale nie wiedzie mu się tam najlepiej. Dostaje kiepskie modelki i zupełnie nie odnajduje się w sztywnym brytyjskim stylu lat 50. Postanawia uciec do Paryża, gdzie zaczyna pracować dla francuskich i niemieckich magazynów. Jednak wkrótce wraca do Australii, bo podpisuje kontrakt z australijskim Vogue’iem. Mimo sukcesów i stabilizacji praca w Australii wciąż go nie rozwija. Po raz kolejny przeprowadza się do Paryża. Dobrze wie, że jeśli chce zrobić karierę w fotografii mody, Paryż jest jedynym miejscem, który może dać mu sławę. A on chce być sławny.
W końcu nadszedł wyczekiwany przez Newtona sukces. Publikacja zdjęć we francuskim wydaniu Vogue’a i Harpers Bazaar w 1961 roku to początek nieustającego pasma sukcesów. Dopiero teraz może rozwinąć skrzydła i wypracowywać swój styl, który na dobre zdefiniuje jego fotografię. Newton inscenizuje swoje sesje fotograficzne, nadaje im mocno erotycznego charakteru, wykorzystując motywy sado-maso i wszystkie znane mu fetysze. Jednocześnie zdjęcia, które robi, są doskonałe technicznie. Czarno-białe fotografie podkreślały główny temat wszystkich zdjęć – siłę kobiecości. Newtona podniecały silne i duże kobiety. Tak dobierał modelki, aby podczas zdjęć móc sterować ich ciałem i każdym mięśniem.
Co na to jego żona? Najwidoczniej jej to nie przeszkadzało. Być może był to rodzaj ich prywatnej gry małżeńskiej, bo June często uczestniczyła w sesjach Newtona, raz jako modelka, innym razem jako obserwatorka. Być może w ten sposób stała na straży wierności małżeńskiej Helmuta.
Fascynacja kobiecością przybierała u Newtona dziwną formę. Z jednej strony uwielbienie kobiet, adoracja, stawianie ich na piedestale po to, by za chwilę ją stamtąd strącić, potraktować instrumentalnie, poniżyć i pokazać swoją władzę. Kobietę postrzegał nie tylko jako obiekt swoich fantazji, ale również jako towar, który można nabyć i zrobić z nim, co się chce.
„Prostytucja interesowała mnie, odkąd jako siedemnastolatek zobaczyłem w Berlinie Ognistą Emmę. W kupowaniu kobiety jest coś, co mnie podnieca. Jak afrodyzjak działa na mnie sprowadzenie jej do rangi towaru”
Niektórzy handlują pszenicą, inni miedzią. Wszystko jest towarem. Kobiety,, które fotografuję, są towarem w świecie mody. Płacę im i ustawiam do zdjęć tak, jak chcę.
Helmut Newton
Gdy pewnego dnia modelka krzyknęła do niego z wyrzutem: „Ależ Helmut, na tym zdjęciu to nie jestem ja!”, odparł spokojnie: „Moja droga, nie jestem zainteresowany tobą. Dostajesz pieniądze, abyś robiła to, co ja chcę.”
Jego wypowiedzi i zdjęcia ilustrujące jego poglądy nie raz wywoływały skandal i stawały się powodem krytyki fotografa, a on sam znakomitym celem ataków feministek.
Oliwy do ognia dolało jego słynne zdjęcie z połowy lat 70. z osiodłaną Hermèsem kobietą. Nieważne, że modelka miała na sobie również oficerki i bryczesy z ostrogami, które nadawały jej władczego charakteru. Osiodłanie kobiety było jednoznaczne z przypisaniem kobiecie konkretnej roli. Przynajmniej tak uważały feministki. Fotograf uważał to zdjęcie za zabawne i przewrotne w swoim absurdalnym zamyśle, choć zdawał sobie sprawę, że może być obraźliwe. Podkreślał jednak, że sam czuje się feministą.
Fotograf, niezrażony krytyką, podkreślał: „Lubię prowokować i muszę to robić dobrze, skoro tak o mnie mówią. Miał za nic tabu. Nie mógł zrozumieć oburzenia Niemców, gdy sfotografował swoją żonę ucharakteryzowaną na Adolfa Hitlera w towarzystwie Jerry Hall odgrywającej rolę Evy Braun, kochanki Hitlera.
Newton miał narcystyczną osobowość, lubił być w centrum uwagi i aby to osiągnąć, chwytał się różnych metod. Często fotografował sam siebie w ekshibicjonistycznych pozach, robił mnóstwo selfie w lustrze, a nawet zakładał do zdjęć damskie szpilki. Wszystko po to, by robić wokół siebie szum. Domagał się ciągłej atencji.
W latach 70. jego perwersyjne widzenie świata powodowało tak wielkie oburzenie, że wielu czytelników francuskiego Vogue’a zrezygnowało z prenumeraty po kolejnej perwersyjnej sesji. Nie tylko czytelnicy byli oburzeni. Wydawca brytyjskiego magazynu „Queen”, gdy zobaczył w swoim magazynie zdjęcia leżących na podłodze i onanizujących się kobiet, wściekł się tak bardzo, że wrzeszcząc na swoich dziennikarzy, wyrzucił przez okno telefon.
“Nigdy się nie zastanawiałem, co będzie ekscytujące dla odbiorców. Gdybym to robił, w życiu nie nacisnąłbym migawki. Nie, ja zadowalam tylko siebie”.
Newton twierdził, że doskonałe zdjęcie modowe to zdjęcie, które przypomina kadr z filmu albo przypadkowe ujęcie. Najlepiej jeśli są tam również jego ulubione fetysze – szpilki i pończochy.
Do tego dochodziły grube cygara, niedbale palone papierosy, lustra, maski, wypięte pośladki. Newton epatuje erotyką na każdym zdjęciu, mniej lub bardziej oczywistą, ale najczęściej nachalną.
Newton był uzależniony od kobiecej nagości tak bardzo, że nawet gdy fotografował dla magazynów modę w sposób tradycyjny, to po skończonej sesji często powtarzał to samo bez ubrań.
Patrząc na jego zdjęcia z dzisiejszej perspektywy, erotyka Newtona może wydać się nieco egzaltowana, a miejscami może nawet śmieszyć, zwłaszcza gdy spojrzy się na fotografa jak na bardzo dojrzałego mężczyznę z rozbuchanym ego i libido, który wciąż odtwarza na zdjęciach swoje chłopięce pragnienia.
Jako 75-latek Helmut Newton porzucił nagość w fotografii i został portrecistą. Portretował oczywiście wszystkich znamienitych swoich czasów: m.in. Elizabeth Taylor, Micka Jaggera, Catherine Deneuve, Sophię Loren, Margaret Thatcher, Gianniego Versace, Madonnę, Giorgio Armaniego. Jednak portret w jego wykonaniu, pozbawiony inscenizacyjnej otoczki z elementami erotyki, staje się co najwyżej poprawny. To nie są złe zdjęcia, ale portret nie jest najmocniejszą stroną Newtona. Jego siła tkwiła w perwersyjnych fotografiach, które przez lata robił modelkom, i które – paradoksalnie – stały się jego najlepszym autoportretem.